A to Ci heca!

poniedziałek, 29 czerwca 2009

O wykształceniu słów kilka.

Na temat edukacji, swojego stosunku do studiów i tym podobnych rzeczy pisałem już parę razy. Jednak po przeczytaniu tej oto notki oraz niejednego artykułu w gazecie na ten temat zastanowiłem się nad tym tematem po raz kolejny. Nad sobą tym razem.
Jest tak, że chodzę na te swoje studia, drugi rok już kończę i nadal nie wiem co ja tam robię. Na początku wydawało mi się, że może to być spoko kierunek ale obecnie mam wrażenie, że uczę się tam większości jakichś bzdur, które nie przydadzą mi się w życiu. W sumie, jakby się nad tym zastanowić to od podstawówki uczymy się rzeczy mało przydatnych na codzień.
Teraz na studia może iść każdy. I właściwie ja się czuję jak taki "każdy". Orłem jeśli chodzi o naukę nigdy nie byłem i prawdopodobnie gdyby nie zaoczna forma studiów raczej bym się na nie nie dostał. To wymaga nauki, systematyczności, a tego u mnie zdecydowanie brakuje. To widać nawet u mnie na roku, że są ludzie którzy normalnie na uczelni wyższej by się raczej nie znaleźli. Oczywiście są tacy, którzy świadomie wybrali tę formę studiów i starają się, uczą się do egzaminów i wynoszą konkretną wiedzę na temat. Większość jednak ma to w dupie. Studiowanie dla samego papieru raczej nie ma większego sensu, bo po licencjacie i tak się nie ma wykształcenia wyższego. Aby je zdobyć trzeba zrobić magistra, a to, jak mi się wydaje, wymaga dużo więcej pracy i nauki. Okej, ale są ludzie, którym przez magisterskie udaje się jakoś przebrnąć przy minimalnym wysiłku. Jaka jest w takim razie wartość ich dyplomu? Teoretycznie taka sama jak tych co się przykładali, z tym że ci drudzy mają wiedzę i umiejętności, ci pierwsi jedynie papier. Wydaje mi się, że tytuł naukowy w dzisiejszych czasach nie znaczy już tyle co kiedyś. Dawniej człowiek z tytułem magistra czy inżyniera to była inteligencja, ludzie posiadający obszerną wiedzę na dany temat, znający się na rzeczy i dzięki temu powszechnie szanowana. Dziś już nikt do nikogo w pracy np. nie mówi "Panie inżynierze", bo jest ich jak nasrał. Większość niestety tylko z nazwy, bo umiejętności posiadają prawie że zerowe.
Przyznam się szczerze, że moje wykształcenie, które teoretycznie zdobędę przez trzy lata studiów licencjackich będzie gówno warte, ponieważ będzie tylko na papierze. Moja wiedza na temat organizacji turystyki będzie cząstkowa, a jedyne co mi dobrze zapadnie w pamięć to polskie zabytki i ich położenie na mapie. I właściwie wcale mi to nie przeszkadza prawdę mówiąc. Turystyka jest pojęciem bardzo szerokim i może znalazłbym w niej coś dla siebie, nie mam jednak na to zajawki. I myślę, że to jest ważne przy wyborze studiów. Tylko jak tu wymagać od 19-latków żeby w tym wieku zadecydowali o swojej przyszłości? W sumie w dzisiejszych czasach młodzież bardziej wie czego chce w życiu i wybiera świadomie. Ja nadal nie wiem co chce robić w życiu, szukam ciągle tej zajawki, z tym że wydaje mi się, że w moim przypadku żaden kierunek studiów nie jest z nią związany. Mama mówi, że żeby w życiu coś osiągnąć trzeba mieć dyplom. Ja uważam, że to gówno prawda. I niech to wystarczy na podsumowanie póki co. O planach na przyszłość może kiedyś napiszę.

Jako, że lato pełną gębą mam na dzisiaj super letni kawałek prosto z Wrocławia:



Fajny fiat jest na tym klipie, może swoją furę tak przerobię. :)
A propos Wrocławia to mam szczerą nadzieję, że trip do tego miasta się uda. Nie wiem nawet czemu złapałem zajawkę żeby tam jechać, jakoś tak. :]

sobota, 27 czerwca 2009

Schemat mojego dzisiejszego dnia przedstawia się mniej więcej tak:



O ile pierwszy i ostatni punkt są dość oczywiste, tak pod hasłem "survive" kryje się nieco więcej treści. Otóż, ogarnąć się po cało nocnym piciu, po dwóch godzinach snu. Następnie na uczelnie napisać kolosa. Potem przetrwać resztę dnia na kacu ze skręconą kostką. Wygłoszenie referatu i powrót do domu. Dalej już tylko odpoczynek.
A teraz wujek Olej radzi: nie starajcie się czesać jakichś figur z parkour'a przez kwietniki na Krakowskim Przedmieściu ponieważ można źle wylądować efektem czego będzie skręcona kostka.
Ogólnie melanż wczorajszy był bardzo kształcący. Wiele dyskusji, wymiany poglądów, w ogóle fajnie.

Do zapamiętania: nauczyć się samokontroli. Zwłaszcza w piciu, bo wczoraj to pojechałem po całości, co jak łatwo się domyślić, negatywnie wpłynęło na moje samopoczucie dnia dzisiejszego.



Świetny kawałek, właśnie teraz czuję się jak tym utworze, z tym że kostka mnie napierdala.

środa, 24 czerwca 2009

Ciekawa jest opcja, że ustawiam się z Darem na rower, po czym spotykamy się w jednym miejscu i chlejemy tam browar nie ruszając się z niego dalej niż do najbliższego sklepu. To się nazywa rekreacja. ;]
W ogóle, polecam po melanżu zebrać dupę w troki, pójść na basen i przepłynąć parę długości chociaż. Wychodzisz jak nowonarodzony. Sprawdzone przeze mnie. Wiem, że nie łatwo jest się ogarnąć ale jak już wyjdziecie z domu to dotrzecie na tą pływalnię, gwarantuję. :D
I tyle w temacie, pozdrawiam.

niedziela, 21 czerwca 2009

Do podsumowania dnia wczorajszego i dzisiejszego wystarczy ten oto obrazek:



Dwa dni totalnie na marnacje. Liczba pożytecznych rzeczy zrobionych: 0. Ale za to fajny kawałek mi się przypomniał.



piątek, 19 czerwca 2009

Chyba za dużo sypiam ostatnio, bo teraz zasnąć nie mogę. Położyłem się do wyra, obejrzałem dwa odcinki McGyvera i nie mogę zasnąć. Pewnie dlatego, że kimnąłem się godzinkę po południu, bo byłem zmęczony po basenie. Właśnie, rewolucja, w związku z tym że mam kupę wolnego czasu postanowiłem ponownie zacząć chodzić na basen. Po kilkuletniej przerwie. Nie wiem ile razy w tygodniu mi się uda chodzić, ale mam nadzieję, że jak najwięcej. Z nudów chociażby. A, nuda, niby sesja za pasem, trzeba by się pouczyć czegoś, zwłaszcza że na brak czasu na naukę nie mogę narzekać.
Dnia dzisiejszego ziom Andrzej powrócił na ziemię ojczystą z pobierania nauk na uniwersytecie na wyspach zwanych Wielką Brytanią. W związku z tym, że kolega Janek ma jutro urodziny odbędzie się melanż, międzynarodowy, a jakże, bo dziewczynaAndrzeja z Danii jest. Napewno będzie bardzo ciekawie, chociażby z powodu nikłej znajomości angielskiego przez większość składu Gepetta. :)
Kurcze, miałem nadzieje na jakieś nocne refleksje, a tym czasem znów piszę o pierdołach. Brak weny. Nawet odpowiednia muzyka nie pobudza mózgu do wymyślenia czegoś ciekawego. A mówią, że noc jest inspirująca. Jak widać nie zawsze.
Także żeby nie gadać po próżnicy, zarzucę Wam conieco muzyki znów. Tym razem coś z nowości, gatunek hip-hop. Gepetta może sobie odrazu opuścić dalszą lekturę ponieważ będzie o albumie, który napewno znają. Otóż, Ortega Cartel. Polski skład przebywający na emigracji z Kanadzie. To co mi się najbardziej podoba w ich rapie, to to że sprawia wrażenie jakby był nagrywany całkowicie spontanicznie. Niektóre kawałki są jakby niedokończone i to lubię chyba najbardziej. Za warstwą muzyczną odpowiada producent Patroo, który także udziela się tekstowo. Poprostu sprawdźcie ich nową płytę jeśli jej nie znacie. U mnie na plejliście od przedwczoraj, nie schodzi z anteny. Lejdis end Dżentelmen Ortega Cartel "Lavorama".

Ortega Cartel feat. the Jonesz "This is for my boys" :: VIDEO from Sixteen Pads Films on Vimeo.





środa, 17 czerwca 2009

Noc w operze

W historii muzyki było i jest wiele niezapomnianych zespołów, które nagrywały jeszcze bardziej niezapomniane albumy. Niektóre z tych zespołów są bohaterami jednego albumu, inne od doebiutu do końca swego istnienia nagrywały mistrzowskie płyty. Do tej drugiej kategorii niewątpliwie należy zespół Queen. W roku 1975 wydali oni płytę "A night at the opera", według mnie jeden z najważniejszych albumów w historii rocka. Magazyn muzyczny "Rolling Stone" umieścił go na 230 miejscu najważniejszych albumów wszechczasów. Samego zespołu chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Charyzmatyczny wolkalista Freddie Mercury, świetny gitarzysta Brian May, basista John Deacon oraz Roger Taylor na bębnach.
Co do samej muzyki zawartej na płycie, to jest to mieszanka wielu stylów: rock opery, ballad oraz brzmień hardrockowych. Z resztą klimat całości świetnie oddaje kawałek "Bohemian Rhapsody":



Nie wszystkie utwory śpiewa Freddie. Utwór "I'm in love with my car" zaśpiewał perkusista, kawałek "'39" gitarzysta zespołu. Z jakim skutkiem, to już pozostawiam Wam do oceny, mi się podoba bardzo. Wszystkie kompozycje na płycie są wg. mnie nieprzeciętne, a moim ulubionym kawałkiem jest chyba "The prophet's song". Mógłbym oczywiście dalej pisać wiele pięknych słów na ten temat ale to nie ma sensu ponieważ ta muzyka broni się sama i nie trzeba jej reklamować w żaden sposób. Poświęćcie trochę czasu klasyce, naprawdę warto.


Ciekawostka: Brian May grał na gitarze Red Special, którą zbudował sam ze swoim ojcem w przydomowym garażu, bo nie było go stać na kupno firmowego sprzętu. Pewnie dzięki temu jego riffy brzmią tak charakterystycznie. Nie używał kostek do gry a jeśli już to używał monety sześciopensowej.


niedziela, 14 czerwca 2009

I kolejny długi weekend za nami. Ktoś powie, że skoro nie pracuję to cały czas mam długi weekend, może coś w tym jest.
Podsumowując minione kilka dni: trzy dni picia, dwa dni czilałtu i od tego picia odpoczynku. Zaczęło się w środę kiedy to nie miałem żadnych planów na wieczór, a wylądowałem na Bitwie o Mokotów (fristajlowej jakby kto nie wiedział :) w efekcie czego byłem w domu o 5.00 rano. Następnego dnia melanż z Gepettah, więc także było grubo. Piątek w sumie na luzie, bo tylko parę piwek się wypiło.
Sobota i niedziela to robienie niczego.
Ciekawych opcji było sporo, ale jedna jaka zapadła mi w pamięć najbardziej to ta kiedy to podbiły do nas jakieś dziewuchy zza granicy i chciały spytać o drogę. Najpierw oczywiście spytały czy mówimy po angielsku (widocznie nie pierwszy raz już pytały) przy czym Mazi-wielki poligliota wyrwał się rozentuzjazmowany "Yes!". One zadowolone, że wreszcie się z kimś porozumieją pytają o drogę. W tym momencie entuzjazm ziomków nieco opadł ponieważ Gepettah słabo włada angielskim. Na szczeście na miejscu byłem ja, ze swoją oszałamiającą znajomością tegoże języka. Nie dość, że próby wytłumaczenia im drogi dość skutecznie niweczyły zawarte w mojej krwi promile to jeszcze ziomy gadały takie bzdury, że nie mogłem się przestać śmiać. W końcu udało mi się im tę drogę wskazać, a odchodząc dziewuchy stwierdziły, że jesteśmy najarani Dalej była awantura, ale o tym już nie będę pisał, bo nigdy nie wiadomo kto to czyta. ;)
Ahh, ważne też, zapomniałem że przecież tego samego dnia odbywały się pierwsze urodziny pociechy Państwa J. i z tego miejsca składam serdeczne życzenia, bo nie pamiętam czy składałem je kiedy był na to właściwy czas.
Poranek po tym melanżu byl mega. Obejrzeliśmy w telewizji specjalny odcinek "Milionerów" dla osób niepełnosprawnych umysłowo. Oczywiście był to normalny odcinek ale poziom uczestników był tak niski, że pomyśleliśmy że to może jakaś specjalna edycja.
Sobota i niedziela w domu, bo co niby można robić przy takiej syfiastej pogodzie. Mam nadzieję, że to się zmieni bo mamy połowę czerwca a pogoda taka wrześniowa bardziej.
Muzykę obiecałem, nie będzie jej dziś. O!

czwartek, 11 czerwca 2009

Git malina!

Uwielbiam takie dni jak dziś. Leniwie na maxi jest, jaram się. Do domu wróciłem o 5 rano, wstałem o 13. Nawet kaca nie miałem wielkiego. Może ten weekend nie będzie taki nudny jak mi się zdawało. :D
Fajnie jest, bo w końcu słońce świeci jak trzeba, można się położyć na leżaku na balkonie i się poopalać. Wieczór też pewnie nudny nie będzie. Dziś nie piję, bo wypłukałbym cały magnez z siebie, a jak wiemy przy dzisiejszym tempie życia, stresie itd. niedobór magnezu może być niemal śmiertelny. ;]
Chciałem się podzielić pozytywnymi emocjami tylko, i kawałeczek na koniec:




środa, 10 czerwca 2009

Mistrz ceremonii gadał.

To, że dziś muzyka nie jest taka jak dawniej to wiadomo. O jej jakości już pisałem nie raz, o koncertach i ich formie też. Teraz znów chciałbym poruszyć kwestię koncertową. Jak to jest, że byle konferansjer wpierdala się artyście w szoł?Oczywiście mam tu myśli konkterny przypadek. Wczoraj szukając na YT filmików z koncertu Scorpionsów ze Stoczni, skądinąd zajebistego, natknąłem się na taki oto film z festiwalu w Sopocie gdzie owa grupa także grała:



Pomijam już to jak publiczność reaguje, przy tym kawałku nie jest jeszcze źle ale jak sobie obejrzycie inne filmiki to zobaczycie o co mi chodzi. Zastanawiam się jak można siedzieć na dupie podczas gdy wykonawca przekazuje ci taką ogromną energię.
Wracając do tematu, nie wiem co to ma znaczyć, że ta Mołek, swoją drogą ładna babka, wpierdala się Scorpionsom kiedy oni żegnają się z publicznością i de facto nie skończyli jeszcze swojego występu. Czas antenowy im się pewnie kończył albo reklamy sponsorów musiały polecieć na czas.

Pozostając w temacie koncertowym, każdego lata jest tak, że przyjeżdżają do nas na występy super gwiazdy z całego świata. I w tym roku przyjedzie sobie Madonna. Mnie to osobiście nie interesuje ale ciekawa afera się zrobiła wokół tego występu. Koncert ma się odbyć 15 sierpnia i to nie podoba się jednemu warszawskiemu radnemu. Szerzej na ten temat tutaj.
Cóż no, żyjemy w takim kraju w jakim żyjemy i takich rzeczy można się spodziewać. Jednak za każdym razem takie reakcje mnie zaskakują. Kurcze, nie wiem jak to jest, jestem niewierzący więc mam pytanie do moich znajomych-wierzących, czy Wam to też przeszkadza? Czy Wy też uważacie, że koncert powinien być przełożony? Oczywiście opinii nieznajomych, którzy to czytają też jestem ciekaw więc możecie napisać conieco w komentarzach.
Moje zdanie zapewne łatwo przewidzieć. Dla mnie argumenty tego człowieka są totalnie bzdurne i wyskoczył z tym chyba tylko po to żeby było o nim głośno, żeby ludzie którzy go wybrali nie pomyśleli, że nic nie robi w tej radzie miasta.

Zmieniając temat, długi weekend nie zapowiada się zbyt szaleńczo. Większość gdzieś jedzie, uczy się czy takie tam inne pierdoły. Chociaż to, że się nie zapowiada nic ciekawego to może być plus, ponieważ mogą wyniknąć jakieś ciekawe spontaniczne akcje. Jak nie, to sam sobie jakoś czas zorganizuję.
Nie mam nic muzycznego na dziś, ogólnie ostatnio jakaś susza nastąpiła trochę. WfD i Daniel Drumz niby wyszli ale ile można słuchać w kółko tego samego. Może zarzucę coś ze staroci. Może w tym tygodniu nawet.


poniedziałek, 8 czerwca 2009

Luz masz teraz...

Dzisiejszy dzień nie zapowiadał się zbyt ciekawie, napewno nie spodziewałem się, że odbiegnie jakoś od dotychczasowej normy. Jednak życie lubi zaskakiwać.
Spontanicznie umówiliśmy się z ziomkami na mieście, ustawka wyjątkowo bezalkoholowa. Ciekawe było to, że gdzie się nie ruszyliśmy w to spotykaliśmy jakichś znajomych, Warszawa niby wielkie miasto, a tak wyszło jakoś. Ogólnie jakoś ostatnio zdarza mi się spotykać znajomków w godzinach i miejscach, w których najmniej bym się tego spodziewał. Następnie szybka ustawka na ping-ponga w parku z jakimiś obcymi typami na jutro. Walczymy o browar więc pewnie pojedynek będzie bardzo zacięty. ;) Na koniec jeszcze Daro rozegrał z mecz w pingla z Panem Michałem, który podbił do nas, bo chciał zagrać, a dawno nie grał. Oczywiście w meczu street-pong kontra oldschool wygrał oldschool, ale miło było.
Wracając do domu zakupiłem sobie piwko, usiałem na ławce na osiedlu i w końcu napisałem tekst, z którego jestem zadowolony. Także można uderzać na nagrywki z pierwszym kawałkiem Gepetta. :D
Teraz tak siedzę, słucham sobie mikstejpu Daniela Drumza, taki dj z Krakowa. "Electric Relaxation vol.2". Pierwsza część już przeszła do klasyki, druga też ma na to szanse, bo póki co poziom jest wysoooooki. Napiszę może coś o tej płycie szerzej jak przesłucham całość i pojawi się wersja do zajebania z neta. Ja kupiłem za 25 plnów, pewnie za parę dni będzie dostępna na allegro za pięc razy tyle, bo wyszło tylko 555 sztuk. :]
Pozdrawiam!

sobota, 6 czerwca 2009

Na gorąco!!

Powinienem teraz iść spać ale muszę napisać relację na gorąco.
Nigdy nie uważałem się za specjalnego szczęściarza, ale chyba po dzisiejszym wieczorze i nocy powinienem.
Primo, ze trzy razy udało mi się nie wjebać do Wisły.
Secundo, dostałem z dyńki, z prostych pleców w ryj i jedyne obrażenia jakie odniosłem to rozcięta warga.
Wujek Olej radzi: jak zaczepiają Was jakieś typy w autobusie, to próbujcie załatwić sprawę w miarę pokojowo, a nie pierdolcie zbędnych bzdur jak ja.

I kawałek z tej okazji:



Jest już jasno fchuj więc idę spać, bo wstać trzeba o 7.00. ;]

czwartek, 4 czerwca 2009

Obejrzawszy.

Obejrzawszy właśnie w telewizorze transmisję z koncertu z okazji 4 czerwca doszedłem do pewnych wniosków. Otóż, wkurwiają mnie takie koncerty, a to dlatego, że ilość wykonawców jest zawsze zdrowo przesadzona. Nie widzę sensu w zapraszaniu 15 zespołów, z których każdy ma niemały dorobek, żeby zagrały po jednym kawałku. Cóż, taka specyfika tych darmowych koncertów, na które przychodzą przypadkowi ludzie.

Kurwa, mam już dość tej pogody. Ciągle pada deszcz, jest zimno, a słońce jak już wychodzi to o godzinie 19.

I na koniec mały akcent muzyczny.

Raz:


I coś z zupełnie innej beczki, dwa:



Ten kawałek jest najchorszyyyyyy!! Ale jaram się! :D

wtorek, 2 czerwca 2009

Wyjście z mroku

Rzadko zdarza się, że zespół zrobił na mnie mniejsze wrażenie na żywo niż słuchając go w domu. Ale to pewnie dlatego, że na żywo słyszałem go po raz pierwszy. Mowa o zespole Coma. Grupa ta już od kilku lat święci triumfy w kraju, jednak ja dotarłem do ich twórczości dopiero niedawno, pod wpływem w/w koncertu. :) I cóż tu dużo mówić, nie dziwię się szałowi publiczności jaki miał miejsce podczas ich występu. Muzyka na najwyższym światowym poziomie, co jak wiadomo w przypadku polskich zespołów rzadko się zdarza. Słuchając na koncercie ich teksty wydawały mi się nieco grafomańskie, taka trochę pseudo-poezja. Jednak kiedy się wsłuchałem okazało się, że w pewnym sensie teksty te są w jakiś sposób poetyckie. No i wokal, mistrz moim zdaniem. Wydawałoby się, że w gatunku ciężkiego rocka wymyślono już wszystko. Może to i racja, ale Coma idealnie wpasowuje się w tę konwencję jednocześnie wnosząc powiew świeżości. Oczywiście można się przyczepić, że wokalista śpiewa tak samo jak każdy inny wokalista hard-rockowy czy metalowy, ale cóż, taka specyfika gatunku. Wokal ma moc, i to sporą.
Dziś proponuję Wam ich płytę "Pierwsze wyjście z mroku" oraz singiel z owej, mój ulubiony kawałek z tego albumu.





hasło: Galmido

Miłego słuchania życzę! :D