A to Ci heca!

środa, 29 lipca 2009

O znajmościach słów kilka vol. któryśtam.

W związku z wydarzeniami, któtre miały miejsce w zeszłym tygodniu tak się zacząłem zastanawiać... Bo każdy, jeśli pije, to po pijaku poznaje kupę nowych ludzi. Nie wiem jak inni ale ja po wódzie robię się mega otwarty na wszystkich i nie mam żadnych problemów żeby podbić do kogoś i się z nim zapoznać. Efetkem tego jest całkiem spora ilość znajomości, które pamiętam lub też nie. Bo, choć wiem że nie powinno się tak zaczynać zdania, dużej części znajomych poznanych po pijaku nie pamiętam. Może to dlatego, że nie pogadałem z nimi za wiele, może dlatego że nie są jakoś wybitnii żeby zapaść mi w pamięć. Ale coś jest jednak nie tak kiedy pojawiam się na imprezie i podbija do mnie koleś i mówi: "Ej ziom, ja cię skądś znam chyba." Ja: "No może skądś tak, ja cię nie pamiętam." W tym momencie wymieniam szereg imprez gdzie mogłem owego typa spotkać. On oczywiscie mówi, że i tak nie pamięta ale życzy mi teraz miłej zabawt i że ma nadzieję że jakoś na siebie wpadniemy podczas imprezy. Inna sprawa jest taka, czy te znajomości są w ogóle coś warte. No tej o której pisałem powyżej raczej nie, ale inne mogą być. Inne czyli jakie? Pisząc to mam na myśli znajmości takie, kiedy nawiązała się miedzy ludźmi jakaś ciekawsza rozmowa, a nie tylko "elo elo, siema siema" lub też rozmowa o totalnie nieistotnych pierdołach. Z ludźmi z którymi, nawet po pijaku, gadałeś o czymś ciekawym, to przypuszczam że na trzeźwo też mógłbyś z nimi na ten sam, lub inny ciekawy temat, pogadać.
Z kolei ciekawe jest też to, że są ludzie z którym i spędzało się kiedyś, chcąc lub nie chcąc, trochę czasu, a obecnie kiedy się ich spotyka nawiązuje się rozmowa któtą można nazwać rozmową z dupy. W tym momencie odnoszę się do którejś z poprzednich notek na ten temat. Spędzając czas z tymi osobami była możliwość nawiązania jakiejś sensownej konwersacji, nawet na błache tematy. Potem jednak rozmowa ogranicza się do "Eeee, co tam słychać u ciebie?"
Podsumowując, chodzi mi o to czy z tymi wszystkimi ludźmi, których spotykamy będąćc nadźganym, możnaby nawiązać głębszą (bez podtekstów :P) znajomość? Pytanie to pozostaje póki co bez odpowiedzi ponieważ owe osoby spotykam wyłącznie na imprezach będąc pod wpływem.

Tak więc na koniec, nie pozostaje mi nic innego jak zarzucić Wam parę kawałków której królują na mojej plejliście w ostatnich dniach:





I nie zmiennie od paru tygodni:



Ostatnie dwa kawałki chyba śmiało mogę dopisać do listy tych, które nigdy mi się nie znudzą.
Pozdrawiam. :)


sobota, 25 lipca 2009

Bo widzicie, nie ma za bardzo o czym pisać ostatnio. Przynajmniej nic co by przykuło by Waszą uwagę. Toteż nie piszę.

Ale kawaliny, które królują na mojej plejliście to zarzucę jednak:



Ten sam wykonawca:



I coś z zupełnie innej beczki, jak Monty Python:



Top 3 ostatniego tygodnia. Pozdrawiam. :)

środa, 15 lipca 2009

Krótko.
Kilka razy wspominałem na łamach tego bloga, że jestem człowiekiem niewierzącym. Jednak powszechnie wiadomo, że najbliżsi ludzie mają spory wpływ na nasz światopogląd, zwłaszcza ci na których ci bardzo zależy. Dlatego też zacząłem się zastanawiać na ten temat, bardzo dużo ostatnimi czasy. I dlatego też kawałkiem na dziś będzie ten oto:



Ogólnie gruuuuba rozkminka i nie wiem czy chce mi się pisać cały esej na ten temat. Nie, nie chce mi się, więc póki co tyle w tym temacie.

wtorek, 14 lipca 2009

Jakby się nad tym zastanowić to dnia dzisiejszego, oprócz posprzątania mieszkania, nie zrobiłem nic co możnaby uznać za zajęcie rozwijające lub konstruktywne w jakikolwiek sposób. Mimo to, nie uważam aby dzień ten był zmarnowany. Czemu? Bo uważam, że po ostatnim weekendzie spędzonym na zdawaniu durnych egzaminów taki dzień mi się należy. Na koniec było jeszcze pół litra gorzałki zrobione na dwóch. Nie poszło to jednak na marne gdyż podjęliśmy z kolegą Mazim wiele ciekawych, rozwiających i ważnych tematów. Podsumowując, dzień uważam za udany, zwłaszcza końcókę, i nie chodzi tu o spożywanie alko. ;)

Chyba już dawno nie miałem tak żeby jakiś album wkręcił mi się w łeb tak jak ostatni, który tu zamieszczałem. Chodzi o Oasis i ich "Definitely maybe". No od czwartku nie ma dnia żebym sobie tej płyty nie puścił conajmniej raz dziennie. Niektóre kawałki to nawet i kilkanaście razy lecą u mnie w plejerze. Ulubione to "Supersonic", który to już załączałem ostatnim razem:



oraz "Slide away":



Zagłębiłem się dalej w ich twórczość i mogę śmiało powiedzieć, że wyżej debiutanckiej płyty nie udało im się podskoczyć. Często tak bywa gdy pierwszy album stoi na wyjątkowo wysokim poziomie. Nie oznacza to jednak, że ich pozostałe produkcje są słabe, poprostu są gorsze od bardzo dobrego debiutu. ;]

P.S. Po raz kolejny złapałem się na tym, że zapomniałem jak się pisze jakieś słowo. Ortografia zaczyna kuleć. ;/ Stwierdzam z przykrością. I w ogóle trochę mnie to wkurwia. Piszę to i robi się jasno, czas spać, kierwa.

czwartek, 9 lipca 2009

Zdecydowanie może.

Ostatnio dzieje się sporo rzeczy, które miło mnie zaskakują. Na przykład odnowienie pewnych znajomości. Ciekawe jest, że znasz kogoś kupę lat, na jakiś czas wasze drogi się rozchodzą po czym ni z tego ni z owego zaczynacie się znów spotykać, chodzić na melanże i planować wspólny wyjazd na wakacje. Strasznie mi się to podoba.
Co prawda już nie raz taki "renesans" znajomości następował, ale nie trwało to za długo i jakoś kontakt się urywał. Przynajmniej na jakiś czas, pomimo moich dobrych chęci skontaktowania się. Ja nie wiem co się z tymi ludźmi porobiło, że nie mają zwyczaju nawet odpisać na mejla. Wiadomo, że każdy ma swoje życie i może nie chce się zajmować starymi znajomościami. Nie wiem dokładnie na czym to polega. Ja jednak wychodzę z założenia, że znajomości, zwłaszcza te wartościowe należy utrzymywać. Nigdy nic nie wiadomo, może kiedyś będzie potrzebna pomoc, może ktoś będzie potrzebował naszej pomocy. Z ludźmi trzeba żyć w zgodzie. Oczywiście tylko z tymi, z którymi uważamy, że warto utrzymywać kontakt. Nie lubię nic nie wartych znajomości. Jak się spotyka taką osobę na ulicy to nie wiadomo o czym gadać. Chociaż, jak twierdzą niektórzy każda rozmowa rozwija. Ja tej tezy nie popieram.

O czym można pisać na blogu? Cóż, jak widać na moim przykładzie można o wszystkim i o niczym. Niektórzy piszą sobie jakieś opowiadanka, inni smuty, że ich nikt nie lubi, a jeszcze inni prowadzą blogi z muzyką. Ostatnio jednak trafiłem na stronkę w stylu bloga, jednak nie jest to blog typowy. "My life is average" czyli po polsku "Moje życie jest przeciętne", strona na której każdy może napisać co ciekawego w jego życiu danego dnia się zdarzyło. Nie spodziewajcie się jednak Bóg wie jakich wypocin. Są to typowe myśli w stylu "Spotkałem dziś kolegę ze szkoły, nie mieliśmy o czym gadać". Co jest w tym takiego ciekawego? Nie mam pojęcia. Może właśnie prostota tych myśli, to że są całkowicie przeciętne, zupełnie takie same jakie mamy my. Takie same rzeczy jakie przydarzają się nam na codzień. Tak więc, moje życie jest przeciętne, i Wasze też. :]

Do tej pory grupa Oasis kojarzyła mi się w oklepaną do wyrzygania piosenką "Wonderwall" oraz pyskatymi braćmi Gallagher, którzy uważali że są najlepsi i krytykowali wszystko i wszystkich. Pewnego dnia, po obejrzeniu paru ich teledysków na takim fajnym brytyjskim MTV TWO (tak, to mtv jest naprawdę fajne) postanowiłem zagłębić się w ich twórczość. O czego zacząć? Od debiutu najlepiej. I w ten oto sposób dotarłem do albumu "Definitely maybe". Co można o nim powiedzieć? Jest to typowy rock z połowy lat 90. Może nie do końca typowy, bo jednak Oasis wnieśli coś świeżego to tego gatunku. A zwą to "ścianą dźwięku". Jak posłuchacie to usłyszycie o co chodzi, bo ciężko mi to jest opisać prawdę mówiąc. Ogólnie, ta płyta jest dobra. Katuję ją już drugi dzień i jeszcze nie mam dość. Bardzo mi się podoba. Podoba mi się wokal, brzmienie także. Mój stosunek do ich twórczości zmienił się bardzo, chociaż nadal myślę że nie są aż takimi konktertnymi graczami jak się braciom Gallagher wydaje. Ale kurwa, polubiłem ich. Tak więc dzisiaj w kąciku muzycznym Oasis i album "Definitely maybe"


część 2

I singielek jeszcze, mój ulubiony kawałek z płyty:



P.S. Jestem zadowolony z dzisiejszego posta. MLIA. ;)

wtorek, 7 lipca 2009

Każdy słyszał kiedyś o czymś takim jak prawa Murphy'ego. Są to myśli w stylu "jak coś ma się nie udać to nie uda się napewno" i temu podobne. W moim przypadku, przypuszczam że nie tylko w moim ale mnie to notorycznie dotyka, można sformułować następującą myśl: "Zawsze jak mi się skończy kasa, trzeba włożyć parę stówek w samochód". Tak i było tym razem, kiedy to pojechałem na badania techniczne i się okazało, że jakieś luzy w układzie kierowniczym są i mi nie podbiją stempelka. No to ciach do mechanika żeby naprawił. Ogólnie wszystko naprawione, pieczątka jest tylko znowu musiałem się zapożyczyć u mamy. Trzeba się rozejrzeć za jakaś pracą w końcu, bo i na wakacje kasa potrzebna jest.
W ogóle, kto wymyślił żeby egzaminy na moich studiach trwały do połowy lipca?! Wszyscy już na wakacjach a ja się muszę przejmować tymi pierdołami. Dobrze, że mam dużo czasu to chociaż się pouczę czegoś. Niestety moja nauka wygląda tak, że rozkładam się na leżaku na balkonie, czytam notatki po czym gdzieś w połowie zasypiam. :] Możecie życzyć mi powodzenia w związku z tym. Przyda się.

czwartek, 2 lipca 2009

Z jednej strony nie podoba mi się opcja kiedy mijasz na ulicy ludzi, których znasz, z którymi kiedyś pracowałeś i udajesz, że ich nie znasz. Z resztą oni też udają, że cię znają. Z drugiej strony to może nawet lepiej, bo nie jesteśmy narażeni na prowadzenie jakiejś z dupy rozmowy o pierdołach. Prawda jest taka, że gdyby była możliwość pogadania z nimi na jakiś sensowny temat to pewnie rozmowa jakoś by się nawiązała. Zazwyczaj jest inaczej i dlatego nie podejmujemy gadki z takimi "znajomymi". Czasem, w sytuacjach kiedy taka gadka "z dupy" się nawiąże, załuję że nie mogę powiedzieć czegoś w stylu "Ja pierdolę, w ogóle żałuje że ta rozmowa ma miejsce, marnujemy czas i gadamy bez sensu.". Ale nie powiem tak, bo aż takim chamem nie jestem.
A, i nie lubię tekstów w stylu "Musimy się spotkać na jakieś piwko czy coś", "To się skontaktujemy jakoś". Wiadomo, że i tak gówno z tego wyjdzie.
Ot, taka refleksja która nasunęła mi się dnia dzisiejszego przy okazji spotkania pewnych osób.

A tu jest nowy klip od Ortega Cartel, super fajny ekstra, bardzo mi się podoba. I kawałek także fajny.

Ortega Cartel feat. Reno "Dobre Czasy" from Sixteen Pads Films on Vimeo.