A to Ci heca!

poniedziałek, 29 listopada 2010

No i stało się. Upalne dni się skończyły i spadł śnieg. W gruncie rzeczy, o tej porze roku nikogo to nie powinno dziwić. A jednak, jak co roku z resztą są pewne grupy społeczne zaskoczone tym faktem. Mowa oczywiście o drogowcach.
Byłbym w stanie zrozumieć brak przygotowania gdybyśmy żyli w innym klimacie albo gdyby walnęło tyle śniegu znienacka. Matka natura dała jednak dyskretne ostrzeżenie już w sobotę, więc w sumie ktoś mądry mógł się domyślić, że może być coś nie tak za parę dni i zmobilizować pewne służby do działa. Tak się oczywiście nie stało, w związku z czym ulice Warszawy wyglądają tak jak wyglądają, niemalże nic nie odśnieżone.
Z drugiej strony jestem w stanie zrozumieć, że ciężko jest ogarnąć nawet największe arterie w mieście kiedy śnieg napierdziela cały dzień bez przerwy. Można przejechać pługiem, ale co z tego jak za pół godziny znów napada tyle samo. Z resztą przypuszczam, że nie ma nawet takiej mocy przerobowej żeby odśnieżyć nawet główne ulice.
Powiem szczerze, że opady śniegu nie zniechęciły mnie do jazdy samochodem. Powoli do przodu, bez szaleństwa, właściwie to nie przekraczając 40 km/h i jazda. Mało tego, ta pogoda nastraja mnie jakoś optymistycznie. Jest biało, ładnie, a śnieg fajnie skrzypi pod butami. Przydałoby się tylko trochę słońca. To wszystko sprawiło, że nagle zapragnąłem być gdzieś w górach, na stoku, przypięty do nart i śmigający w dół, że heeeej. Ej, rozmarzyłem się...
Ciekaw jestem kiedy mi się ten śnieg znudzi i będę chciał żeby zniknął. Narazie niech zasuwa, bo jest pięknie!

Mjuzik boks.

Jakiś czas temu zachwycałem się umiejętnościami gitarowymi Zakka Wylde'a. Teraz do tego doszły także zdolności wokalne, bo oto jakiś czas temu zostały mi podsunięte pod nos takie oto nagrania z solowej płyty Pana Zachariasza:





A umie też grać na klawiszach, ale o tym kiedy indziej może.

piątek, 19 listopada 2010

Cover power vol.2

Mógłbym powiedzieć, że co jakiś czas będą się ukazywały notki po tym tytułem, ale nie jestem w stanie nic zagwarantować. Jak mi coś wpadnie nowego w ucho to się tutaj pojawi, ale może być też tak, że będzie to ostania notka z tego cyklu. Tak czy inaczej dziś mam trzy covery, które dotarły do mnie niedawno.

Numer jeden.

Pierwszy raz w ogóle słyszę o tym zespole. Nie interesowałem się ich twórczością nigdy, ale wiem że popełnili całkiem fajną przeróbkę znanego wszem i wobec kawałka "Passenger" Iggiego Pop'a. Teledysk i wygląd muzyków jest koszmarny, w przeciwieństwie do wykonania utworu:



Numer dwa.

Eddie Vedder, wokalista zespołu Pearl Jam (jednego z moich ulubionych), spłodził taki oto cover dzieła muzycznego napisanego przez Boba Dylana. Swego czasu na warsztat wziął ten utwór pan Jimmi Hendrix i przerobił go tak, że do dziś jest absolutnym klasykiem rocka, a w tamtych czasach pokazywał jakie możliwości daje gitara elektryczna. Mowa o "All along the watchtower".



Numer trzy.

I tak jak poprzednio pojawia się pan Santana z hitem ze swojej nowej płyty. Tym razem z wokalistą, którego pierwszy raz słyszę i nie wiem w jakim zespole gra na codzień. Panowie wzięli się tym razem za piosenkępt. "Photograph" z repertuaru Def Leppard. Oryginał jest dwie notki niżej, a nowa wersja jest tutaj:



Można? Można!

środa, 17 listopada 2010

Zabronili!

I stało się, zabronili. Zabronili palić w miejscach publicznych. Co ustawodawca miał na myśli mówiąc "miejsce publiczne" wszyscy dobrze wiedzą, bo media nie dają nam o tym zapomnieć już od kilku dni.
Oczywiście jak zwykle przy takiej okazji pojawiły się głosy zadowolonych niepalących i mniej zadowolonych palaczy. Ci pierwsi są zadowoleni, bo w końcu będą mogli sobie pójść do pubu/klubu czy gdziekolwiek i nie wyjść śmierdzącymi fajkami od góry do dołu. Przy okazji będą też zdrowsi, to jest niezaprzeczalny plus. Niektórzy palacze natomiast podnieśli larum, że to zamach na ich wolność i że jak to tak iść na piwo czy koncert i sobie nie zajarać. Rada jest prosta: nauczcie się kurwa nie jarać przy piwie, a jak już na prawdę musicie to wyjdźcie sobie na dwór. Dla mnie to nie jest wielki problem, ale to pewnie dlatego że umiem się powstrzymać od palenia jak gdzieś nie wolno. Co do ograniczania wolności to ktoś mądrze powiedział kiedyś, że wolność jednego człowieka kończy się tam gdzie zaczyna wolność drugiego.
Niech sobie będzie ten zakaz, mi osobiście to wisi kalafiorem. Ludzie i tak będą palić i będą umierać na raka, a państwo będzie musiało ich leczyć. Może dzięki temu bierni palacze nie będą chorować, ale tak na prawdę, ile osób zachorowało na raka przez bierne palenie? Nie wydaje mi się żeby to była jakaś duża liczba.
Jedyne co mi się w tym wszystkim wydaje nieco absurdalne to sposób egzekwowania tego zakazu. W lokalach mamy sprawę jasną, bo jak wpadnie jakiś kontrol i zobaczy, że był palone, a nie ma do tego oddzielnej sali to rąbnie karę i po krzyku. Zastanawia mnie natomiast czy np. na uczelniach policja będzie ścigać ludzi puszczających dymka i będzie wlepiać mandaty? Na przystankach komunikacji miejskiej już od dawna jest taki zakaz i jeszcze nie widziałem żadnej interwencji w tej sprawie. Straż miejska się tym zajmować nie będzie, bo przepisy są nieprecyzyjne więc strażnicy nic zrobić nie mogą.
I tak to właśnie jest wu nas, wprowadza się coś z wielkim BUM!, ale zapomina się o pewnych rzeczach, które okazują się być dość istotne. Tak samo jak w przypadku dopalaczy. W myśl ustawy, zmywacz do paznokci jest zabroniony, bo jakby kto chciał, to może się nim odurzyć. No głupota panie! Jaśnie oświeceni wybrańcy narodu powinni trochę skrupulatniej przygotowywać nowe przepisy, bo później wychodzą takie babole.
Jak wiadomo, Polska to kraj prowizorki i partyzantki więc takie działanie nie powinno nikogo dziwić.

Nie żeby coś, po prostu dobre kawałki to są:




wtorek, 9 listopada 2010

Drajwing.

Lubię jeździć samochodem. Najbardziej po Polsce, bo po samej Warszawie to niekoniecznie, no chyba że nocą. Prowadzenie auta sprawia mi nieopisaną wręcz przyjemność, jest to jedna z tych rzeczy, bez których nie wyobrażam sobie teraz życia.
Polskie drogi jakie są każdy wie, chociaż przez ostatnie parę lat nadrobiliśmy dekady zaległości w budowaniu infrastruktury więc jest co raz lepiej. Szkoda tylko, że z kierowcami nic się nie da zrobić i nadal jeżdżą jak pizdy, wlekąc się 80 km/h, nie dając nawet możliwości wyprzedzenia, bo trzymają się uparcie środka zamiast trochę zjechać.
Mimo utrudnień i cipowatych kierowców, lubię jeździć. Lubię, bo Polska to piękny kraj i patrzenie na wszelkiego rodzaju krajobrazy inne niż miejskie, mnie uspokaja i sprawia przyjemność. Z tego samego powodu lubię też podróżować pociągami, mimo że: 1) często bywa, że w nich śmierdzi, 2) jadą wolno, 3) ubikacja budzi strach pewnie nawet w Chucku Norrisie. We mnie na pewnio, już wolę trzymać całą drogę niż się w niej załatwiać.
Cała ta refleksja spowodowana jest moją dzisiejszą eskapadą do Kielc. W sprawach służbowych oczywiście, no bo w końcu kurczę blade, się pracuje! Same Kielce szału nie robią, tylko tyle że są ładnie położone. W ładnym regionie w sensie.

Motyw muzyczny musi być. Kawałek, który chodzi za mną od kilku dni i nie chce się odczepić. Def Leppard "Photograph":



Drugi numer został mi dziś przypomniany przez moje ulubione radio, polecam do auta:



wtorek, 2 listopada 2010

Bloggin' since 2k8.

Zorientowałem się właśnie, że mój blog ma już dwa lata. Dokładnie 31 października 2008 naskrobałem tu pierwszą notkę. W międzyczasie stworzyłem 133 posty, w których starałem się wcisnąć Wam muzykę, którą się jarałem, przekazać poglądy na różne sprawy czy też po prostu pierdoliłem głupoty. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że ktoś to jednak czyta, a niektórym nawet się podoba i nikt jeszcze nie posądził mnie o grafomanię. Dzięki.
Z okazji urodzin bloga zmieniłem layout na bardziej aktualny, ciekawszy i ogólnie, moim zdaniem, lepszy. Tematyka zmianie raczej nie ulegnie, cały czas będzie o wszystkim i o niczym, będzie muzyka oraz pojazdy na ekologów, polityków, niedzielnych kierowców i inne grupy społeczne, których nie lubię.

Dawno nie było listy przebojów więc będzie dziś. A przedstawia się ona w sposób następujący:

#1



#2

Kawałek, którego kiedyś nie lubiłem bardzo ze względu na wokal pani śpiewającej, teraz natomiast zrozumiałem o czym jest, a i wokal zaczął mi się podobać również:



#3

Dzieło muzyczne o podwyższonym stopniu piękności:



#4

W roli młodego buntownika Eddiego, Johnny Depp we własnej osobie:



#5

A na koniec utwór opowiadający piękną historię o kobiecie, która wzięła autostopowicza, potem uprawiali seks, zrobili sobie dziecko, ale ona musiała odejść bo kochała innego i chciała żeby on to zrozumiał. Ogólnie skomplikowana intryga zawarta w 5 minutowym kawałku:



Nie wiem czemu, ale ta piosenka zapewniła mi dawkę dobrego humoru na cały dzień.

poniedziałek, 1 listopada 2010

Rock 'n roll trippin'.

Wczoraj wieczorem, podczas gdy większość ludu w moim wieku poprzebierała się w jakieś niby-straszne halołinowe stroje i poszła się najnormalniej najebać, ja z kolegą Krzysztofem wybrałem się na koncert Deep Purple do Wrocławia.
Tak właściwie to wyjechaliśmy koło południa, co by tam na tą 18 być na miejscu. Byliśmy jednak przed 17. Dobry czas biorąc pod uwagę, że jazda drogą nr 8, którą ktoś dumnie nazwał "krajową" w tamtą stronę do zbyt przyjemnych nie należy. Nieźle się jedzie póki są dwa pasy, później zaczynają się jaja, bo przez ponad 100 km zasuwa się przez wioski gdzie prędkość ograniczona jest do 50 i wszędzie nastawiane są te cholerne fotoradary. A, jakby tego było mało to z racji święta masa niedzielnych kierowców bojących się przekroczyć szaloną prędkość 40 km/h.
Na szczęście na wyposażeniu naszego wehikułu mieliśmy CB radio więc bieżące info o tym co się dzieje na drodze cały czas do nas docierało.
Tak czy inaczej dotarliśmy na miejsce po 5,5 godziny jazdy, stanęliśmy grzecznie w kolejce w oczekiwaniu na otwarcie bramek. Towarzystwo widocznie było w niezłym humorze, bo pojawiały się różnego rodzaju dowcipy, w tym nieśmiertelne hasło "Gdzie jest krzyż?!". Kiedy zaczęli wpuszczać padały teksty w stylu "Oooo, papier toaletowy rzucili i mortadelę bez kartek!".
O 20 zaczął grać support w postaci zespołu SBB. Trzeba przyznać, że panowie mistrzowsko rozgrzali publikę przed gwiazdami wieczoru, a solówki na perkusji i gitarze niemalże zmiotły mnie z ziemi.
21.00: na scenę wchodzi Deep Purple w składzie: Ian Gillian, Roger Glover, Ian Paice, Don Airey, który zastąpił Johna Lorda na miejscu klawiszowca, oraz Steve Morse na gitarze w miejsce Ritchiego Blackmore'a. Pan Airey grał wcześniej m.in. Garym Moore'm, Ozzy'm oraz w grupie Whitesnake, z którą nagrał mistrzowski, multiplatynowy album "1987". Pan Morse grał natomiast kiedyś w zespole Kansas.
Występ zaczęli od "Hard lovin' man" potem były hiciory takie jak "Space truckin'", "Lazy", "Strange kind of woman". Jednym z kulminacyjnych momentów występu było wykonanie "When blind man cries" poprzedzone kilkominutową popisówką gitarzysty. Największe poruszenie na sali wywołał jednak kawałek "Perfect strangers" również poprzedzony solowymi popisami, ale tym razem klawiszowca.
Na koniec panowie zafundowali nam "Smoke on the water" i "Black night" z mistrzowskim intro zagranym przez sekcję rytmiczną.
Śmiało mogę powiedzieć, że był to jeden z najlepszych koncertów w jakich miałem okazję uczestniczyć, no i zajebiście jest zobaczyć legendy rocka live, póki jeszcze żyją. Jedynie jestem nieco rozczarowany, że zabrakło "Highway star" oraz "Child in time".
Koło północy ruszyliśmy do Warszawy, tym razem przez Poznań co by sobie śmignąć autostradą spokojnie i już o 5.30 rano byłem w domu. Podsumowując, zrobiliśmy 820 kilometrów, łącznie jechaliśmy 11 godzin i spaliliśmy benzyny za 150 zł. Ekonomicznie. Wrażenia po koncercie bezcenne.