A to Ci heca!

poniedziałek, 25 stycznia 2010

Pisałem, pisałem i kurwa wcisnąłem coś i mi się skasował cały post. :( Napiszę w skrócie teraz, bo mi się nie chce pisać drugi raz wszystkiego.

Praca. Byłem na rozmowie dziś, podobno mają dzwonić. Niech lepiej oddzwonią, bo mam na oku nową parę butów. Poza tym chyba dość lenistwa, dwa tygodnie totalnego opierdalania się są wystarczające.

Pogoda. Cieszę się, że świeci słońce ale dość mam już tego mrozu i śniegu serdecznie. Niech zima spierdala. I te zaspy o wielkości samochodu osobowego w centrum miasta, superekstra.

Zamiast muzyki o filmach będzie, tych nowszych co to w kinach latają teraz.

1."Ciacho"- zło totalne, dawno nie widziałem tak beznadziejnego filmu.
2."Sherlock Holmes"- trzeba iść, super film. Zupełnie inny od wcześniejszych filmów o detektywie. Plus Robert Downey Jr. i Jude Law więc panie będą miały na co sobie popatrzeć.
3."Nine"- można iść, fajny klimat Włoch lat 60. Sam film szałowy nie jest, ale watro pójść choćby żeby popatrzeć na aktorki. No bo w końcu Nicole Kidman, Penelope Cruz i parę innych więc jest na czym oko zawiesić. ;)

sobota, 16 stycznia 2010

"Uje" się nie kreskuje, bo się dostaje dwóję.

Poruszam się po tym internecie już parę ładnych lat. Wiele można powiedzieć na jego temat zarówno dobrych jak i złych rzeczy. Dla mnie najgorszą rzeczą w sieci są jej użytkownicy najczęściej wylewający wiadra nienawiści na siebie nawzajem. Drugą rzeczą, której po prostu nie jestem w stanie znieść są wszechobecne błędy ortograficzne. Kurwa mać! Nie mogę znieść jak ludzie kaleczą nasz piękny język takimi bykami. Czy to tak ciężko nauczyć się, że pisze się "później" pisze się przez "ó", a nie "u". No ja się pytam, czy na prawdę nasz język jest tal trudny, że większośc młodzieży, bo to u nich zauważam najczęściej błędy, nie jest w stanie się nauczyć tak podstawowych spraw? To nie jest wyższa matematyka, to mowa którą posługujecie się na codzień, każdy może to zrozumieć i się nauczyć!
Oczywiście rozumiem, że są dyslektycy, którzy mają z tym problem, ale nikt mi nie wmówi, że jest ich aż tyle. Zdaję sobie sprawę, że w sieci używa się języka uproszczonego, choćby bez polskich znaków. Rozumiem to, bo szybciej się wtedy pisze. Osobiście piszę tak tylko w rozmowach na gg. Wiem też, że można by się przychrzanić do tego jak piszę, że może nie do końca ładnie jeśli chodzi o styl, ale nie robię błędów ortograficznych. Jeśli robię to przepraszam wszystkich, a zwłaszcza moją babcię, która od małego uczyła mnie jak pisać ładnie i poprawnie. Ładnie nie umiem pisać, mam nadzieję, że z poprawnością jest lepiej.
W związku z powyższym postanowiłem dołączyć do internetowej krucjaty przeciwko bykom umieszczając na blogu link i baner do odpowiedniej strony. Znajdziecie go po prawej stronie tuż pod zdjęciem.
Odezwa do narodu: błagam, ratujmy nasz język, bo jak tak dalej pójdzie ludzie nie będą umieli się porządnie wysławiać i wyrosną nam kolejne pokolenia analfabetów.

Muzyka!

Pierwszy kawałek. Ludzi o słabych nerwach, nie lubiących ultraciężkiego, hardkorowego klimatu proszę o nie włączanie tego kawałka.



Tych, którzy się jednak zdecydowali posłuchać, zachęcam do zwrócenia uwagi na ostatnią zwrotkę, która należy do rapera o pseudonimie Jeżozwierz. Co za skill, co za głos, co za nawijka, co za klimat! Jaram się niesamowicie.

Kawałek drugi. Jako, że ostatnio mam tzw. fazę na twórczośc zespołu Muse zaserwuję Wam hicior z ich ostatniej płyty:

Pozdrawiam. I pamiętajcie żeby uprawiać tylko bezpieczny seks. :P



poniedziałek, 11 stycznia 2010

W zeszłym tygodniu pisałem w poniedziałek i we wtorek, ale dopiero w środę zaczęły się dziać ciekawe rzeczy.
Od środy jestem bez pracy, bo szefostwo zdecydowało, że nie przedłuży mi umowy, bo nie. Bo szukają sobie nowego zespołu i takie tam. Życzę im powodzenia, i tak ten "nowy zespół" spierdoli stamtąd przy pierwszej nadarzającej się okazji. Tak samo jak zespół poprzedni. Jeszcze jak będą robić na nich takie wałki jak na nas to uciekną jeszcze szybciej.
Także jeśli ktoś może załatwić jakąś mało wymagającą pracę za przyzwoite pieniądze, albo bardziej wymagającą za dobrą kasę, to niech daje znać.
Jako że w pewnym sensie zakończyłem pewien etap w życiu związany z pracą, w związku z tym ściąłem włosy. Tak piszę żeby nie było tak wielkiego szoku jak mnie zobaczycie później. W sumie ściąłbym nawet jakby mnie nie wywalili ale...

Byłem dziś w centrum handlowym celem zakupienia sobie jakichś nowych ciuchów. Z przerażeniem stwierdziłem, że większość ciuchów to straszny paździerz. W tych większych sklepach są dwa rodzaje ubrań: 1) Dla ludzi, którym chyba wszystko jedno w czym chodzą albo mają zjebany gust, bo ciuchy te są po prostu brzydkie, 2) Dla metrosekualnych i gejów. Ja, rzecz jasna, nie podpadam pod żadną z tych grup. Natomiast w sklepie gdzie znalazłem ubrania dla siebie, skutecznie odstraszyły mnie ceny. Zazdroszczę małolatom, którym rodzice dają tyle hajsu na ubrania. Ja nie jestem na tyle porąbany żeby płacić 100 zł za tiszert, nawet jeśli jest dobrej jakości.
W związku z powyższym, jedyne co udało mi się kupić to trzy płyty i czasopismo. I z tych zakupów jestem zadowolony w stu procentach.

wtorek, 5 stycznia 2010

Zwykle nie lubię poruszać tematów politycznych ale tym razem zrobię wyjątek.
Tak sobie wczoraj oglądałem wiadomości wszelkiego rodzaju, gdzie pokazywano jak prezydent i premier Rosji spędzają przerwę świąteczną na nartach. Pokazano też "spontaniczne", rzecz jasna pozytywne, reakcje narodu na pojawienie się przywódców kraju na stoku. Zainteresowanie najmłodszych i takie typowa dziecięca gafa w postaci pytania: "A gdzie prezydent?" podczas gdy ten stał tuż przy nich. Pięknie, władza się integruje, plebs jest zachwycony, punkty poparcia rosną. Kiedy to oglądałem to szczerze mówiąc podśmiewałem się pod nosem. Później jednak pomyślałem nad tym dłużej i doszedłem do wniosku, że uprawianie polityki w ten sposób to całkiem spoko sprawa. Oczywiście nie można zapomnieć o podstawowych sprawach takich jak zarządzanie krajem, ale nie o tym teraz.
O Putinie można mówić wiele dobrego i złego, ale na pewno nie można powiedzieć, że brak mu charyzmy. No spójrzmy prawdzie w oczy: którego innego polityka zobaczymy nurkującego w jakimś wraku, ganiającego ze strzelbą gdzieś po stepach czy w innej dość nietypowej dla polityka sytuacji? Niewielu raczej. I ludzie to kupują, podoba im się to. Przypuszczam, że to dlatego, że kiedy widzą przywódcę swojego kraju napinającego mięśnie, z giwerą w ręku, pozującego na twardziela, utwierdzają się w przekonaniu, że jest to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Uważają, że on dobrze poprowadzi kraj i zapewni mu bezpieczeństwo.
Charyzma i public relations to jest to.
To samo na przykładzie USA. Mają sobie tego Obamę za prezydenta. Co i raz można zobaczyć w mediach kolejne dowody na to jakim to on jest luzakiem. A to, że ubił muchę podczas wywiadu dla poważnej telewizji albo, że nazwał Kanyego Westa dupkiem po pamiętnym incydencie na jakiejśtam gali. Przeciętny amerykanin lubi luz bez zbędnych konwenansów, widzi takiego polityka i czuje, że tak ważny człowiek w rzeczywistości jest taki jak on. Z tego samego powodu dużą popularnością cieszyli się swego czasu Bill Clinton zasuwający na saksofonie i John Kennedy.
Kolejny przykład- Włochy i premier Berlusconi. Koleś jest na prawdę charyzmatyczny. Co prawda nie mam pojęcia jak wygląda jego zarządzanie krajem ale koleś potrafi budować swój wizerunek. Romanse, operacje plastyczne, który polityk się do tego przyznaje otwarcie? Nie zawsze to jednak korzystnie wpływa na poparcie, ale to juz inna para kaloszy.
Do tej listy mógłbym jeszcze dopisać prezydenta Francji. W końcu który przywódca ma za żonę modelkę i piosenkarkę, a ich życie prywatne śledził swego czasu cały kraj? Niewielu.
Przenieśmy się na nasze podwórko teraz. Co widzimy? No wlaśnie, żal ściska przysłowiową dupę. Banda buraków, których ktoś odciągnął od pługa i dał szanse decydowania o losach kraju. Mniejsza o posłów, oni nas nie reprezentują za granicą. Prezydent: pseudo inteligent, któty to gardzi podwórkiem, bo się wychował w inteligenckim środowisku na Żoliborzu. Szkoda, że tej "inteligencji" nie widać jakoś podczas jego przemówień kiedy duka, mlaska i ma problemy z normalnym wysłowieniem się. Nie mówię już o takich egzotycznych rzeczach jak języki obce.
Premier? No pliiiiis. Również zero pomysłu na własny wizerunek. A ktoś pamięta o obietnicach przedwyborczych? Ludzie pewnie tak, szkoda że on sam zapomniał, a teraz zmienia zdanie tłumacząc się, że tylko krowa nie zmienia poglądów.
Dzięki za taka politykę, wychodzi na to, że najbardziej wyrazistą postacią jest poseł Palikot pojawiający się na konferencjach prasowych z wibratorem i pistoletem.
Najgorsze jest to, że przy najbliższych wyborach znów trzeba będzie wybrać mniejsze zło jak Jaruzelski Wojciech, generał, zamiast głosować na ludzi sensownych, którym powierzyli byśmy władzę bez większych stresów. Takich po prostu obecnie nie widzę.

Już wrzucałem ten kawałek dziś gdzie się da: na fejsbuka, grono i gg więc nie zaszkodzi mi i tu zapodać. Wkręcił mi sie na maksa w głowę i nie chce wylecieć. Poza tym fajny jest:



I coś z innej beczki jak Monty Python:




poniedziałek, 4 stycznia 2010

Poniedziałki nie są jednak takie złe. Z resztą, nigdy nie uważałem, że jest to jakiś szczególnie zjebany dzień, nigdy nie miałem problemów z ogarnięciem się po weekendzie. Powiem więcej, poniedziałek jest jedynym dniem tygodnia, który mija mi bardzo szybko. Przychodzę do pracy przed 10, pyk!, już 18 i można lecieć do domu. Tylko mi skurwysyny fejsbuka zablokowały więc trochę lipa, bo nie mogę sobie żadnego fajnego quizu rozwiązać, a po powrocie do domu to już zajawki nie mam jakoś.

Sobotni melanż w sumie spoko, chociaż na początku pomysł Dara żeby iść w jakieś egzotyczne dla nas miejsce typu Remont czy Lemon, budził we mnie początkowo nie lada trwogę. Na szczęście nie było tak źle jak sobie wyobrażałem, jednak przebywanie w miejscu gdzie jest się właściwie jedynym człowiekiem noszącym tiszert i sneakersy było dziwne. I tak było mi wszystko jedno, bo byłem pijany i nastukany i mało co pamiętam. Ogólnie obyło się bez żadnej draki i chyba się nieźle bawiłem, bo w domu byłem po 5 rano.

Zajawka na łyżwy jest, opór. Po tym jak w zeszłym tygodniu rodzice mnie wyciągnęli złapałem bakcyla i śmigam. Ostatnio nawet nauczyłem się do tyłu jeździć. Kurna, pół życia umiem jeździć na łyżwach i nigdy nie nauczyłem się śmigać do tyłu.
A, dziewuchy na łyżwach prezentują się jeszcze lepiej niż normalnie. Oczywiście jeśli są zgrabne, a nie mają figurę bizona.

Historia ze sklepu. Mniejsza, że znajomy w nim pracuje.
Ja: Ej, a masz z tych czapek rozmiar 7 3/8?
X: Nie, nie ma już. A czemu akurat ten?
Ja: Eeee, bo taki na mnie pasuje.
X: Mhm.
Kurtyna, oklaski.

I lubię se tak napisać posta popijąjąc herbatę i wcinając ptasie mleczko w międzyczasie. A, i lubię truskul, bardzo.



piątek, 1 stycznia 2010

Pierwszy.

Krótka noworoczna rozkminka.
Fajerwerki to super sprawa, bardzo lubię na nie patrzeć. Wszyscy je lubią dlatego co roku wydają kupę kasy żeby móc sobie postrzelać, puszczać rakiety i inne tego typu wynalazki. Świetna sprawa. Zastanawia mnie tylko jedna rzecz: po co wydawać pieniądze na fajerwerki, skoro wiadomo, że kto inny je kupi i też będzie strzelał? Konkretnie chodzi mi o to, że bezsensu jest wydawanie kasy na coś co i tak zobaczymy. Pokaz sztucznych ogni i tak zorganizuje miasto albo sąsiedzi i dzieciaki z osiedla sami nakupią tyle sprzętu, że nie opuszczając własnego osiedla będziemy mieć nie lada rozrywkę. Fajerwerki to coś czego nie da się zatrzymać tylko dla siebie, siłą rzeczy dzielimy się nimi z innymi. Moim zdaniem powody, dla których ludzie się w to bawią są dwa: 1) Lubią puścić coś z dymem robiąc przy tym kupę hałasu, a jak jeszcze jest kolorowo to w ogóle czad, 2) Chcą się podzielić czymś ze światem, dać ludziom coś co by ich ucieszyło, nie zważając na poniesione koszty. Ponieważ moja wiara w ludzi jest praktycznie zerowa, powód pierwszy wydaje się zdecydowanie bardziej prawdopodobny. Mimo wszystko chciałbym podziękować wszystkim co strzelali wczoraj na moim osiedlu za fajny pokaz.

Po praz pierwszy od ładnych kilku lat spędziłem sylwestra w domu. Jakoś tak wyszło, że było mało opcji wyjścia gdziekolwiek, lub były one mało atrakcyjne nazwijmy to. Czy żałuję, że nie byłem nigdzie i powitałem nowy rok z kotem? Absolutnie nie. Uważam, że spędziłem sylwka w fajny dla siebie, chociaż niekoniecznie wyrafinowany sposób. No bo w końcu z piciem piciem piwka, wcinaniem czipsów i oglądaniem filmów z lat 70. to szału nie ma. Mimo wszystko jestem zadowolony bardzo. Pełen relaks, odmóżdżenie i przede wszystkim brak kaca na drugi dzień, bezcenne. A, i nie straciłem całego dnia na odsypianie. ;)

Zaglądając do neta jeszcze przed 24.00 natknąłem się na ostatnią produkcję rapową w tym roku, czyli nowy mikstejp Tetrisa. Ściągnąłem, przesłuchałem, mocna rzecz. Po mikstejpie na bitach Statik Selektah Tet nagrał płytę na bitach Jaya-Z i wyszło super ekstra. To trzecia jego produkcja w 2009, wcześniej był wspomniany juź mix oraz legalny debiut. Zastanawia mnie tylko jedna rzecz: jak to jest, że na mixach Tet prezentuje się znacznie lepiej niż na normalnej płycie długogrającej? Nie chodzi raczej o samą nawijkę, o bity może. Nie, na legalu też są dobre. O co w takim razie? Nie mam pojęcia, chyba po prostu wolę go na kradzionych bitach ze zwrotkami z klasycznym rapowym p'ierdolnięciem.