A to Ci heca!

wtorek, 17 listopada 2009

Jak już wspomniałem wcześniej cierpię na niezrozumiały dla mnie brak jakiejkolwiek weny do tworzenia notek. Zupełnie nie wiem z czego to może wynikać. Czyżby z tego, że odkąd zacząłem ponownie pracować w mojej głowie przestały zachodzić procesy twórcze? A może dlatego, że mam mniej czasu na wyszukwanie w internecie pierdółek, które często inspirowały mnie do napisania czegoś? Może nie mam żadnych przemyśleń? Mam, ale nie takie żeby się dzielić ze światem. A może dlatego, że ostatnio moim życiem rządzi nieopisana wręcz rutyna, taka jakiej nie doświadczyłem nigdy wcześniej? Coś w tym jest, bo rzeczywiście ostatnie kilka tygodni wygląda wręcz identycznie, nawet pogoda nie zaskakuje. W tygodniu praca, w weekend jakieś melanże, ewentualnie szkoła jeśli uda mi się do niej wstać po melanżu.
Właśnie, po raz kolejny pojawia się temat studiów. W weekend kiedy ostatnio miałem iść na uczelnię tradycyjnie zachlałem ryja co skończyło się tym, że przez prawie całą sobotę oglądaliśmy filmiki na youtubie. Nie dość, że po tym dniu nie mogłem patrzeć już na ten serwis to jeszcze miałem mega wyrzuty sumienia, że nie dotarłem do szkoły. Jakby spojrzeć na to z drugiej strony, to w sumie nie tak źle, że nie poszedłem, bo tak to bym wegetował w szkole kimając na kolejnym wykładzie. Wyrzuty jednak miałem, bo zawsze to jednak człowiek jakoś zaznaczy swoją obecność i pokaże się temu wykładowcy. Co z tego, że to ma nikły wpływ na wynik egzaminu, trzeba robić dobre wrażenie. No i jak się nie idzie na zajęcia to jakby trochę się marnowało tę kasę, którą się płaci za studia. I w ten oto sposób przechodzimy płynnie do tematu pieniędzy oraz pracy. Szczęściarzami są ludzie, którzy robią to co lubią i mogą się z tego utrzymać, już nie raz o tym pisałem. Mam nadzieję, że też kiedyś mi się to uda póki co jednak skazany jestem na pracę w kiepawej firmie, bez satysfakcji, za raczej kiepską kasę, która to jest JEDYNYM czynnikiem motywującym mnie do pracy. Może to przykre, ale tak jest. Zupełnie inaczej podchodzę do pracy kiedy mam świadomość, że wynagrodzenie jest już na koncie, a zupełnie inne kiedy wkurwiam się przez kolejny dzień obsuwy z wypłatą. Zapewnie wielu ludzi tak ma. Nie dajmy się zwariować, w końcu pieniądze są tylko środkiem do celu jak to nawijał pewien Mudżahedin Dźwięku i nie to jest w życiu najważniejsze. Teraz przynajmniej wiem jak czuli się bohaterowie filmu "Human Traffic" nienawidzący swoich posad, czekający tylko na nadejście weekendu, żeby pójść na imprezę i odmóżdżyć się po kolejnych nudnych pięciu dniach. Różnica między mną, a nimi polega na środkach jakie stosujemy by osiągnąć owy stan odmóźdżenia. Oczywiście jestem świadom, że jest wiele innych, nazwijmy to, mniej inwazyjnych sposobów, i z nich też korzystam. Rzadziej niestety.

Jak pewnie niektórym wiadomo wyszła nie tak dawno nowa płyta Dizziego Rascala "Tongue 'n cheek". Jaram się nią przeokrtunie i zachęcam do sprawdzenia. Z albumu tego pochodzą takie hiciory jak "Bokers" i "Dance wiv me" z Calvinem Harrisem, które zamieszczałem już na moim blogu. Na tej płycie znajduje się jeszcze jeden potencjalny hicior polskich dyskotek czyli "Holiday". Kawałek typowo dance'owy z końcówką, która rozpierdala na łopatki. Złapcie trochę dystansu, a na Waszych twarzach pojawi się uśmiech. :)



Przestrzegam jednak tych co nie są zaznajomieni z jego twórczością, że nie cała płyta jest w takich klimatach, jednakowoż bardzo specyficznych. Oczywiście do nabycia w jakimś rapidszopie, a jak ktoś się zajara i będzie chciał się szarpnąć to i na allegro dorwie. Tym razem nie podam linka na tacy. ;)

sobota, 7 listopada 2009

Tak patrzę sobie, a tu rok minął jak piszę tego bloga. Nie będzie z tej okazji żadnej sensownej notki, bo ostatnio cierpię na niemoc twórczą. Może jakoś niedługo uda mi się sklecić jakiś względnie ciekawy tekst.