Brand new.
Święta już za nami, większość pewnie już o nich zapomniała, a jedyne co może przypominać ten okres to mniej lub bardziej udane prezenty, które otrzymaliśmy. Jasną sprawą jest, że zbliża się nowy rok, więc większość ludzi coś podsumowuje i coś sobie postanawia. Bądźmy szczerzy, większość z tych postanowień i tak nie uda się wprowadzić w życie, więc żeby nie być hipokrytą i nie oszukiwać samego siebie napiszę czego prawie na pewno nie zrobię w roku 2011.
Po pierwsze, na sto procent nie będę mniej palił i pił, prawdopodobnie znajdę sobie jeszcze jakąś nową używkę. Po drugie, możecie być pewni, że nadal nie będę uprawiał żadnego sportu, chyba że jakiś basen czy rower od czasu do czasu. Prawdopodobnie nie będę też lepszym człowiekiem niż jestem teraz, w związku z czym jakoś nie wierzę, że w nowym roku znajdzie się kobieta, która by ze mną wytrzymała. Ciągle będę jeździł swoim zatruwającym środowisko samochodem, mimo że Pani HGW chciałaby mnie siłą wsadzić w autobus. Bardziej niż pewne jest, że dalej będę chłonął dobrą muzykę i że będzie w tym coraz więcej rocka. I to w sumie tyle.
Tego co napisałem wyżej nie można oczywiście traktować do końca poważnie, bo nigdy nie wiadomo co los przyniesie i z czym przyjdzie mi się zmierzyć.
Świetnym tego przykładem jest to, że w nowy rok wchodzę jako osoba bezrobotna, dziś się dowiedziałem. Nie będę się tu wyzłośliwiał na ten temat, bo staram się zbierać pozytywne myśli przed imprezą. Śmiało mogę powiedzieć, że wszystkie rozdziały rozpoczęte w 2010 zostały przed końcem roku zamknięte.
Jedyne postanowienie, z którym przywitam 2011 to znalezienie nowej pracy. Co do tego mogę być przynajmniej pewien, że wprowadzę je w życie.
Z okazji nowego roku życzę Wam wszystkiego najlepszego, keep ya head up i do przodu. Żebyście rzeczywiście rozpoczęli go z motywacją do działania, podejmowania ryzyka itd. Zróbcie dzisiaj format i od poniedziałku startujcie z nowym systemem. :)
Ale ale, żeby nie było tak cicho to i część muzyczna musi się znaleźć. Dzisiaj The Cult, moim zdaniem jeden z najbardziej niedocenionych zespołów w historii. Może kiedyś coś napiszę szerzej na ich temat.
Po pierwsze, na sto procent nie będę mniej palił i pił, prawdopodobnie znajdę sobie jeszcze jakąś nową używkę. Po drugie, możecie być pewni, że nadal nie będę uprawiał żadnego sportu, chyba że jakiś basen czy rower od czasu do czasu. Prawdopodobnie nie będę też lepszym człowiekiem niż jestem teraz, w związku z czym jakoś nie wierzę, że w nowym roku znajdzie się kobieta, która by ze mną wytrzymała. Ciągle będę jeździł swoim zatruwającym środowisko samochodem, mimo że Pani HGW chciałaby mnie siłą wsadzić w autobus. Bardziej niż pewne jest, że dalej będę chłonął dobrą muzykę i że będzie w tym coraz więcej rocka. I to w sumie tyle.
Tego co napisałem wyżej nie można oczywiście traktować do końca poważnie, bo nigdy nie wiadomo co los przyniesie i z czym przyjdzie mi się zmierzyć.
Świetnym tego przykładem jest to, że w nowy rok wchodzę jako osoba bezrobotna, dziś się dowiedziałem. Nie będę się tu wyzłośliwiał na ten temat, bo staram się zbierać pozytywne myśli przed imprezą. Śmiało mogę powiedzieć, że wszystkie rozdziały rozpoczęte w 2010 zostały przed końcem roku zamknięte.
Jedyne postanowienie, z którym przywitam 2011 to znalezienie nowej pracy. Co do tego mogę być przynajmniej pewien, że wprowadzę je w życie.
Z okazji nowego roku życzę Wam wszystkiego najlepszego, keep ya head up i do przodu. Żebyście rzeczywiście rozpoczęli go z motywacją do działania, podejmowania ryzyka itd. Zróbcie dzisiaj format i od poniedziałku startujcie z nowym systemem. :)
Ale ale, żeby nie było tak cicho to i część muzyczna musi się znaleźć. Dzisiaj The Cult, moim zdaniem jeden z najbardziej niedocenionych zespołów w historii. Może kiedyś coś napiszę szerzej na ich temat.