A to Ci heca!

czwartek, 9 lipca 2009

Zdecydowanie może.

Ostatnio dzieje się sporo rzeczy, które miło mnie zaskakują. Na przykład odnowienie pewnych znajomości. Ciekawe jest, że znasz kogoś kupę lat, na jakiś czas wasze drogi się rozchodzą po czym ni z tego ni z owego zaczynacie się znów spotykać, chodzić na melanże i planować wspólny wyjazd na wakacje. Strasznie mi się to podoba.
Co prawda już nie raz taki "renesans" znajomości następował, ale nie trwało to za długo i jakoś kontakt się urywał. Przynajmniej na jakiś czas, pomimo moich dobrych chęci skontaktowania się. Ja nie wiem co się z tymi ludźmi porobiło, że nie mają zwyczaju nawet odpisać na mejla. Wiadomo, że każdy ma swoje życie i może nie chce się zajmować starymi znajomościami. Nie wiem dokładnie na czym to polega. Ja jednak wychodzę z założenia, że znajomości, zwłaszcza te wartościowe należy utrzymywać. Nigdy nic nie wiadomo, może kiedyś będzie potrzebna pomoc, może ktoś będzie potrzebował naszej pomocy. Z ludźmi trzeba żyć w zgodzie. Oczywiście tylko z tymi, z którymi uważamy, że warto utrzymywać kontakt. Nie lubię nic nie wartych znajomości. Jak się spotyka taką osobę na ulicy to nie wiadomo o czym gadać. Chociaż, jak twierdzą niektórzy każda rozmowa rozwija. Ja tej tezy nie popieram.

O czym można pisać na blogu? Cóż, jak widać na moim przykładzie można o wszystkim i o niczym. Niektórzy piszą sobie jakieś opowiadanka, inni smuty, że ich nikt nie lubi, a jeszcze inni prowadzą blogi z muzyką. Ostatnio jednak trafiłem na stronkę w stylu bloga, jednak nie jest to blog typowy. "My life is average" czyli po polsku "Moje życie jest przeciętne", strona na której każdy może napisać co ciekawego w jego życiu danego dnia się zdarzyło. Nie spodziewajcie się jednak Bóg wie jakich wypocin. Są to typowe myśli w stylu "Spotkałem dziś kolegę ze szkoły, nie mieliśmy o czym gadać". Co jest w tym takiego ciekawego? Nie mam pojęcia. Może właśnie prostota tych myśli, to że są całkowicie przeciętne, zupełnie takie same jakie mamy my. Takie same rzeczy jakie przydarzają się nam na codzień. Tak więc, moje życie jest przeciętne, i Wasze też. :]

Do tej pory grupa Oasis kojarzyła mi się w oklepaną do wyrzygania piosenką "Wonderwall" oraz pyskatymi braćmi Gallagher, którzy uważali że są najlepsi i krytykowali wszystko i wszystkich. Pewnego dnia, po obejrzeniu paru ich teledysków na takim fajnym brytyjskim MTV TWO (tak, to mtv jest naprawdę fajne) postanowiłem zagłębić się w ich twórczość. O czego zacząć? Od debiutu najlepiej. I w ten oto sposób dotarłem do albumu "Definitely maybe". Co można o nim powiedzieć? Jest to typowy rock z połowy lat 90. Może nie do końca typowy, bo jednak Oasis wnieśli coś świeżego to tego gatunku. A zwą to "ścianą dźwięku". Jak posłuchacie to usłyszycie o co chodzi, bo ciężko mi to jest opisać prawdę mówiąc. Ogólnie, ta płyta jest dobra. Katuję ją już drugi dzień i jeszcze nie mam dość. Bardzo mi się podoba. Podoba mi się wokal, brzmienie także. Mój stosunek do ich twórczości zmienił się bardzo, chociaż nadal myślę że nie są aż takimi konktertnymi graczami jak się braciom Gallagher wydaje. Ale kurwa, polubiłem ich. Tak więc dzisiaj w kąciku muzycznym Oasis i album "Definitely maybe"


część 2

I singielek jeszcze, mój ulubiony kawałek z płyty:



P.S. Jestem zadowolony z dzisiejszego posta. MLIA. ;)

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna