A to Ci heca!

środa, 22 września 2010

Dzień pieszego pasażera.

Należy się w końcu przyznać przed światem i samym sobą, że jestem rozbestwioną, leniwą dupą, ponieważ kilka ostatnich dni bez samochodu były dla mnie niemalże koszmarne. Peżot był w warsztacie więc jak się łatwo domyśleć byłem skazany na komunikację miejską, co jak jeszcze łatwiej się domyśleć, nie ucieszyło mnie ani trochę. Chociażby z powodu, że czas dojazdu do pracy wydłużył się prawie dwukrotnie. Tak czy siak, przeżyłem, auto jest już z powrotem, jestem szczęśliwy.
Jak powszechnie wiadomo, bo media wszelkiego rodzaju nie pozwalają nam o tym zapomnieć, dziś obchodzimy Europejski Dzień Bez Samochodu. Idea może to i szczytna i godna pochwały, jednak jak to zwykle u nas efekt był odwrotny do zamierzonego, bo korki jakby większe i wypadków więcej. Jak widać darmowa komunikacja miejska i wypożyczalnie rowerów rozstawione w paru punktach nie przekonały Warszawiaków i mieszkańców okolic do pozostawienia swoich czterech kółek pod domem. W sumie mnie to nie dziwi.
Z racji tego co pisałem w pierwszym akapicie, ja swoim samochodem dziś się nie poruszałem. Jednak ze względu na charakter mojej pracy dzień bez samochodu jest nie lada abstrakcją. Chcieliśmy z kolegą ustalić ten dzień wolnym ale niestety nie udało się. No bo jak dzień bez auta to my też musimy się dostosować i aut nie ruszać. Z dnia dzisiejszego żałuję tylko tych 4,50 zł, które wydałem na bilet dobowy, bo dopiero po jego skasowaniu skapnąłem się, że dziś przejazdy są za darmo.

Dziś 22 września, data niezwykle ważna dla polskiego przemysłu motoryzacyjnego, bo właśnie tego dnia, po ponad 37 latach produkcji, z taśmy montażowej zjechał ostatni Fiat 126 p, znany w pewnych kręgach jako maluch. O roli tego auta w rozwoju motoryzacyjnym Polski pisać nie trzeba, dlatego też naskrobię parę swoich wspomnień z tym niezwykłym pojazdem.
A było to gdzieś w roku 2008, kiedy to kolega Dariusz wpadł na genialny pomysł kupna czerwonego, czyli najszybszego, malucha. Zrobiliśmy więc składkę we we trzech, jeszcze z kolegą Zenonem i za szalone 500 zł nabyliśmy prawdziwe cudo ze spojlerami i wypasionym podświetleniem zegarów w kolorze niebieskim. Pomijam już ile pieniędzy zostało w niego później włożone, jednak wrażenia nie zapomniane. Podróż we czterech chłopa trasą siekierkowską z zawrotną prędkością 105 km/h, holowanie tegoż auta moim z prędkością 110 km/h, zerwana linka holownicza, zerwana linka gazu, rozwalone sprzęgło, niesprawne hamulce, drzwi, które można było otworzyć scyzorykiem i wiele innych ekscytujących przygód. W końcu, jesienią autko nie wytrzymało ekstremalnego traktowania i dokonało żywota na złomowisku przy ulicy Płochocińskiej. Żałuję, że mam tylko jedno zdjęcie tego wspaniałego pojazdu, które słabo oddaje jego urok, ale zawsze coś. Wspomnienia i tak pozostają.


Zwróćcie szczególną uwagę na ten niesamowity, tuningowany tylny zderzak. Dzięki niemu auto niezwykle dobrze trzymało się na zakrętach i nie odrywało od ziemi przy większych prędkościach.

Suplement muzyczny jak zawsze musi być, a skoro o motoryzacji mowa, to kawałki będą dobrane idealnie do jazdy autem:





I to tyle, bo nie chce mi się dalej wymyślać i szukać inny piosenek. ;]



Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna