A to Ci heca!

wtorek, 6 lipca 2010

Syf.

Doniosły to i szczęśliwy czas, bo oto właśnie zakończyły się wybory prezydenckie. W związku z tym mamy 5 lat spokoju, przynajmniej jeśli chodzi o wybór prezydenta.
Jak powszechnie wiadomo wybory wygrał Bronson, ale nie Charles. Bo gdyby ten drugi wygrał to by tu trzymał wszystkich za mordę i w kraju byłby porządek.
Powiem otwarcie, bardzo ale to bardzo cieszę się, że to jednak nie Jarosław został prezydentem. Jeden prezydent Kaczyński i jeden premier Kaczyński w zupełności wystarczają, bo i tak na dobre zapisali się w historii naszego kraju. W ten czy inny sposób.
Nie oznacza to jednak, że cieszę się, że wygrał Bronisław, bo za nim tez nie przepadam. W sumie to nie byłbym zadowolony z żadnego z kandydatów, bo poglądów politycznych to ja nie mam praktycznie żadnych i dla mnie wszyscy są umoczeni w gównie po same uszy.
Tak czy inaczej, Bronek świętuje zwycięstwo. Ale warto się zastanowić nad tym czy to było realne zwycięstwo czy ludzie tylko wybrali mniejsze zło? Ja obstawiam to drugie. Co bystrzejsi, nauczeni doświadczeniem z lat poprzednich, mają dość Jarka po prostu wybrali Bronka, bo tylko on miał realne szanse pokonać drugiego kandydata.
Także ciesz się Pan, panie Komorowski ze zwycięstwa, które zwycięstwem żadnym jest w rzeczywistości.
Inna sprawa, która mnie najkrócej mówiąc wkurwia, to frekwencja jaka jest przy niemalże każdych wyborach. W granicach 55%. I to ma być kurwa decyzja narodu. Podjęta przez trochę ponad połowę Polaków i to między innymi tych, którzy od wielu lat siedzą zagranicą? I jak to cholera jest, że oni mają w ogóle prawo głosu? Skoro wybrali życie na emigracji dekady temu opuszczając Polskę, to czemu mają mieć prawo decydować o życiu ludzi w kraju? Czy nie zdają sobie sprawy, że ich ów wybór totalnie nie dotyczy, a mogą zasrać życie narodu pozostającego na miejscu? Uważam, że emigrantom, zwłaszcza tym, którzy siedzą za granicą lat kilkanaście nie powinno przypadać prawo głosu. Bo co ich to dotyczy?
Taki mniej więcej cytat gdzieś słyszałem w radiu chyba: "Polityka to wielkie szambo, w którym wszyscy politycy siedzą zanurzeni po szyję, tylko niektórzy jeszcze z własnej woli robią przysiady".

Muzycznie to nawiąże to tytułu notki:



No i jeszcze kawałek z czasów kiedy byłem zbuntowanym małolatem:




Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna