A to Ci heca!

wtorek, 22 grudnia 2009

100 i chuj.

Ogłaszam wszem i wobec, iż jest to setny post na tym blogu. Nie będzie w związku z tym żadnych atrakcji, ponieważ mój blog jest offowy, niezależny, alternatywny, indie czy jak to sobie nazwiecie. :P

Myślałem, że dwie podobne sytuacje nie mogą się dzień po dniu; myliłem się jednak. Przypomniało mi się, że słyszałem o czymś takim jak prawo serii, i się stało.
Przechodząc do meritum, wracając dziś z pracy wsiadłem, jak zwykle, w tramwaj linii 46 w stronę Pragi na przystanku "Płocka". Tramwajem owym udało mi się dojechać najdalej do skrzyżowania Alei Solidarności i Aleją Jana Pawła II. Dlaczego nie dalej ktoś pomyśli. Odpowiedź jest następująca.
Wczoraj, na samym środku skrzyżowania rozkraczył się autobus linii 160 w związku z czym tramwaje jadące z Woli, Pragi i Żoliborza nie mogły owego skrzyżowania pokonać. Oznaczało to nie więcej niż to, że muszę się przesiąść w autobus linii 190 lub 160. Jasne jest, że wszyscy ludzie z tramwajów musieli się przesiąść do autobusów, w związku z czym był w nich nieopisany tłok. Co do zachowania ludzi w takich sytuacjach, to już jest temat na oddzielną notkę.
Dziś, początek ten sam. Miejsce głównej akcji także to samo co dnia poprzedniego. Przyczyna inna co prawda, bo tym razem wypadek samochodowy. Patrząc na układ aut i powstałe zniszczenia, zacząłem się zastanawiać jak u licha do tego doszło. Dla mnie wytłumaczenie jest proste, debile mają blade pojęcie o poruszaniu się autem po mieście. Tak więc znów byłem skazany na poruszanie się autobusem, na szczęście już nie tak zatłoczonym jak wczoraj.
Prawdę mówiąc, boję się trochę co się będzie dziać jutro. Może tramwaj wyleci w powietrze i na ratunek przybędzie Steven Seagal? Wtedy podbiję z prośbą o autograf. ;)

Dziś mogłem zrobić interes życia. Po powrocie do domu okazało się, że siostra moja zaprosiła do domu swoich znajomych. Kolegę pominę z racji na to, że był strasznym burakiem w stosunku do mojej siostry i był nieco nawalony chyba. Za to jedna z koleżanek zaproponowała mi, że da mi za moją maskotkę Spongebob'a papierosa. Przemyślałem sprawę i odmówiłem, z dwóch powodów: po pierwsze: nie palę papierosów, no chyba że się bardzo nawalę. Po drugie: Spongebob'a dostałem od mamy więc oddanie go nie wchodzi w rachubę. Powód nr 3: bardzo pasuje mi, że siedzi on sobie na moim biurku. :)
Także jeśli ktoś pyta czemu nie ubiłem tego złotego interesu, a moje argumenty nie okazały się wystarczające to mam dla niego to, konretnie od 0:20:



Ponadto chciałbym zaserwować Wam takie oto kawałki z serii tych, które prawdopodbnie nigdy mi się nie znudzą:

1. Jak widać na załączonym przykładzie, można nagrać rapowy lawsong bez przypału, bezpretensonalny i na poziomie:



Bo tak i już, poza tym się utożsamiam.

2. Kawałek, który tu był już parę miesięcy temu, ale szturmem powraca na moją plejliste:



Senk ju.



Komentarze (1):

Blogger n. pisze...

podoba mi się ten lawsong :)
bardzo nawet.

30 grudnia 2009 19:43  

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna